Większość w interesie mniejszości - w demokracji bezpośredniej?

17 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
PersonalitasAnxifera
Portret użytkownika PersonalitasAnxifera
Większość w interesie mniejszości - w demokracji bezpośredniej?

O ile pamiętam, jedna z definicji demokracji (może zresztą zadań, a nie definicji) mówi o decyzjach większości w interesie mniejszości (w sensie ochrony tego interesu, a nie jego promowania). Do mnie to przemawia.

Nie widzę możliwości realizacji tego aspektu w demokracji bezpośredniej. Czy czegoś nie dostrzegam?

Sposób wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.
marek
Portret użytkownika marek

Witam,

a możesz to pytanie trochę rozwinąć ?

Robert Fiałek
Portret użytkownika Robert Fiałek

Znam dwa przykłady ze Szwajcarii w których zadbano o mniejszość.
- bezrobocie w Szwajcarii wynosi 3,8% a na walkę z nim kładziony jest bardzo duży nacisk
- dzieci NIELEGALNYCH imigrantów mają prawo do darmowej nauki w szwajcarskich szkołach
W pierwszym przypadku zysk dla większości jest oczywisty - bezrobotni stanowią dla nich obciążenie finansowe. W drugim przypadku chodzi asymilację drugiego pokolenia imigrantów żeby uniknąć kłopotów.

Przypuszczam, że takich sytuacji jest więcej a zasada "dbanie o mniejszość jest w interesie większości", jak sądzę, również w nich obowiązuje. Ale żeby to sprawdzić proponuję, żebyś podał jakiś przykład mniejszości i zastanowimy się co byśmy sami z tą mniejszością zrobili. Możemy nawet zrobić eksperymentalne głosowanie na stronie czy też na Facebook'u.

jordan
Portret użytkownika jordan

"jedna z definicji demokracji (może zresztą zadań, a nie definicji) mówi o decyzjach większości w interesie mniejszości (w sensie ochrony tego interesu, a nie jego promowania). Do mnie to przemawia."

odpowiadam we własnym imieniu:
1. - nie słyszałem o takiej definicji. Zawsze wydawało mi się, że ochronę interesu mniejszości chroni państwo prawa, ale jeśli takową definicję znajdziesz, chętnie się z nią zapoznam i zamysłami jej autora.
2. demokracja bezpośrednia moim zdaniem z definicji ma promować interes większości, a nie "mniejszości" tak jak w tej chwili, gdy mała garstka (mniejszość) przekupnych politykierów reprezentuje interesy jakiejś innej mniejszości i narzuca jej wolę reszcie.

Jeśli o to chodziło w Twoim pytaniu i jeśli go dobrze zrozumiałem, to w tej chwili mamy przecież idealny system, gdzie mniejszości (niestety tylko te bogate i wpływowe) narzucają wolę większości. Status quo chroni "interes" mniejszości, demokracja bezpośrednia do tego nie służy.
Można się spodziewać dość szybkiego ukrócenia przywilejów wszelakich grup interesu żerujących na większości (np. domy, samochody, samoloty na koszt obywatela, emerytury w wieku 45 lat etc... Np. w Szwajcarii nie ma czegoś takiego jak zniżki na przejazdy kolejowe i autobusowe dla studentów czy rencistów). Z drugiej jednak strony nie spodziewałbym się zakazów typu zakaz używania mowy śląskiej, kaszubskiej etc... (jeśli ci o to chodzi, bo to godzi w podstawowe prawa człowieka, które w każdym cywilizowanym kraju mimo wszystko stoją ponad „rządami ludu”)

pozdrawiam, j.

PersonalitasAnxifera
Portret użytkownika PersonalitasAnxifera

Przepraszam za opóźnienie, bywszy w podróży. Dziękuję za odzewy.

Wiki to marne źródło, tym niemniej - źródło.

Demokracja – ustrój polityczny, oparty na trójpodziale władzy, w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli, gwarantujących prawa mniejszości.
(http://pl.wikiquote.org/wiki/Demokracja)

W mojej pamięci ta zasada pochodziła skądinąd, ale nie potrafię odtworzyć, skąd. W każdym razie - o to mi chodziło.

Z całym szacunkiem, Szwajcaria jest oczywistym przykładem republiki referendalnej (choć Cat-Mackiewicz, chyba w "Zielonych oczach kota", przy okazji Napoleona III stawiał tezę, że republiki referendów już nie lubią) - ale DWA przykłady na setki, jeśli nie tysiące, decyzji tam podejmowanych w drodze różnych referendów? Nie sugeruję, że te dwa są jedynymi przykładami. Przy homogeniczności (a i niewielkości) Szwajcarii prawa mniejszości – także tamtejszych bankierów (pewnie i tam, przekupujących politykierów) – wielkim problemem pewnie nie są.

„Państwo prawa” z kolei to – jak sądzę – po prostu inna bajka, niekoniecznie związana z jakąkolwiek demokracją akurat. Prawo ze swej istoty nie musi przecież praw mniejszości gwarantować, w państwie prawa – by na tę nazwę zasługiwało – wystarczy respektowanie zasady „durne prawo, ale prawo” (w tuwimowskim niepoważnym tłumaczeniu).

Władza ludu jest rzeczywiście, musi być władzą większości. Moja wątpliwość dotyczyła i dotyczy BEZPOŚREDNIEJ władzy ludu. Bo w wersji przedstawicielskiej mimo wszystko powierza się władzę chyba tym z IQ powyżej średniej (co, z drugiej strony, ani ich moralności, ani idealnego charakteru nie gwarantuje), zaś wersja deliberacyjna – i tu właśnie tkwi istota wątpliwości – musi przecież bazować na IQ=100, jeśli ma być powszechna.

Co gorsza, przykład tu czy na fejsie, co byśmy z jakąś mniejszością sami zrobili, dałby tylko odpowiedź incydentalną – i co do meritum potencjalnego przykładu, i co do „niepowszechności” udziału, i co do nieprzeciętności (nadprzeciętności) uczestników, nawet przy jej zaniżeniu przeze mnie.

Zdzisław Gromada
Portret użytkownika Zdzisław Gromada

"Demoracja bezpośrednia ma słabe strony ale nikt jesze nie wymyślił, i nie wymyśli, nic lepszego"

Uszanowanie (zagwarantowanie) praw mniejszościom oraz brak wiary w racjonalne i rozsądne decyzje gremium o średniej TYLKO IQ = 100 to dwa podstawowe argumenty przeciwników DB.

Poszanowania praw mniejszości nie można w warunkach DB zagwarantować prawnie. Wszak w tych warunkach można w dowolnej chwili je zmienić, zawetować. Ale w każdym referendum, także takim wynik którego może naruszać prawa mniejszości, jest miejsce, OBOWIĄZEK !!!, przeprowadzenia publicznej dyskusji- debaty.

Obywatele prawi, szlachetni, mądrzy, z autorytetem mają moralny obowiązek przekonać "poczciwych obywateli" który wariant odpowiedzi jest lepszy. Co w argumentach prezentowanych przez zwoleników na TAK ( na NIE) jest zwykłą propagandą i manipulacją? Dobry, moralny wynik referendum w decydujący sposób od nich zależy.

Tak jak małemu dziecku rodzice nie pozwalają od niemowlęctwa podejmować istotnych decyzji życiowych tak nie przygotowanym społeczeństwom nie można powierzać całej władzy. Samodzielności, postawy obywatelskiej, trzeba uczyć się stopniowo na własnych małych sprawach - błędach. Szwajcarzy uczyli się DB kilka wieków w swoich alpejskich wioskach. My proponujemy by naukę DB Polacy rozpoczeli od gmin.

Z. Gromada

PersonalitasAnxifera
Portret użytkownika PersonalitasAnxifera

"Demoracja bezpośrednia ma słabe strony ale nikt jesze nie wymyślił, i nie wymyśli, nic lepszego".... To, jak rozumiem, parafraza Churchilla? Który jednak (za co mu chwała z mojego punktu widzenia) odnosił się do demokracji bezprzymiotnikowej, że tak powiem.

„Argumentem” - o czym niżej – nie było „uszanowanie (zagwarantowanie) praw mniejszościom”, lecz brak gwarancji, że byłyby uszanowane, czego historia racjonalnych i rozsądnych decyzji różnych gremiów po wielokroć dowodzi.

Średnia IQ nie jest „TYLKO” 100. Cały ten system pomiaru (który ma słabe strony, ale nikt jeszcze nie wymyślił niczego lepszego – choć nie powinno się chyba wykluczać, ze wymyśli), otóż cały system IQ polega na odniesieniu indywidualnego pomiaru do średniej, umownie ustalonej na sto. Bez „tylko” czy „aż”.

Pytanie nie jest argumentem... Skądinąd, nie tak znów dawno rzeczywiście wyrażenie wątpliwości wystarczało, by trafić do szuflady „przeciwnicy” („Kto nie jest z nami, jest przeciw nam”).

Co do istoty zaś problemu, to zestawienie „poczciwych obywateli” z małym dzieckiem wydaje się nieco ryzykownym... Zwłaszcza, że dziecko w całej swej bezpośredniości rodziców nie wybiera w drodze referendalnej czy deliberacyjnej. :)

Poważnie mówiąc, argument o obowiązku obywateli prawych, mądrych, z autorytetem przekonania pozostałych (gorszych? głupszych?) do lepszego (??? według jakich kryteriów?) wariantu podważa sens odwołania się do dyskusji, debaty, referendum, czyli do demokracji bezpośredniej. Pod każdym względem prościej byłoby powierzyć decyzje tym pierwszym (czyniąc z nich przedstawicieli wszystkich).

Wątpliwość systemowa pozostaje więc bez odpowiedzi, niestety. Co nie musi oznaczać, że takiej odpowiedzi w ogóle nie ma – ale ja jej nadal nie znam i tu nie widzę.

Czy ktoś jeszcze pamięta „Zieloną książeczką”, dżamahuriję, Kaddafi' ego? To w końcu też była koncepcja demokracji bezpośredniej, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że o taką w tym portalu chodzi.

Robert Fiałek
Portret użytkownika Robert Fiałek

1. Istnieje zjawisko mądrości tłumów
2. Nie wiadomo według jakich kryteriów wybrać tych, którzy będą podejmowali słuszne decyzje
3. Słuszna decyzja narzucona tym, którzy nie rozumieją dlaczego została podjęta będzie często źle przez nich wykonana
4. Efektywna dyskusja kończy się tym, że część dyskutantów zmienia zdanie a ci który go nie mieli - zyskują pogląd na dyskutowaną sprawę
5. Powierzenie decyzji wąskiemu gronu specjalistów ma wadę - powoduje, że problem jest rozpatrywany z punktu widzenia specjalistów a przecież większość z nas to laicy mający inne potrzeby niż specjaliści. Innymi słowy: my jesteśmy klientem i my wymagamy. Co z tego, że producent twierdzi, że jego produkt jest najlepszy - to my mamy decydować czy chcemy go kupić czy nie. Microsoft zaprezentował tablet dużo wcześniej niż Apple.
6. Z różnych materiałów na YT i FB wynika, że w Libii obywatele o wiele częściej niż w Europie mieli możliwość wpłynąć na swój los poprzez głosowanie.

PersonalitasAnxifera
Portret użytkownika PersonalitasAnxifera

1. Istnieje zjawisko mądrości tłumów.

Możliwe. Ale istnieją też demagogia, owczy pęd, chciwość, itp. itd.

2. Nie wiadomo według jakich kryteriów wybrać tych, którzy będą podejmowali słuszne decyzje

Zgoda. Ale to kwestia kryteriów wyboru, a nie dowód na bezsensowność wyborów.

3. Słuszna decyzja narzucona tym, którzy nie rozumieją dlaczego została podjęta będzie często źle przez nich wykonana

Zgoda. Ale referendum też decyzję jakiejś części narzuca.

4. Efektywna dyskusja kończy się tym, że część dyskutantów zmienia zdanie a ci który go nie mieli - zyskują pogląd na dyskutowaną sprawę

Zgoda. Ale – by wrócić do jajka – ten pogląd nie musi uznawać respektowania praw mniejszości.

5. Powierzenie decyzji wąskiemu gronu specjalistów ma wadę - powoduje, że problem jest rozpatrywany z punktu widzenia specjalistów a przecież większość z nas to laicy mający inne potrzeby niż specjaliści. Innymi słowy: my jesteśmy klientem i my wymagamy. Co z tego, że producent twierdzi, że jego produkt jest najlepszy - to my mamy decydować czy chcemy go kupić czy nie. Microsoft zaprezentował tablet dużo wcześniej niż Apple.

Zgoda wręcz bezwarunkowa. Ale – przepraszam!! - z tego wynika również i to, że demokracja bezpośrednia jest takim tabletem Microsoft. Nie mówiąc już o tym, że początkowa wątpliwość nie zawierała w sobie założenia, że wąskie grono zagwarantuje prawa mniejszości lepiej. Ona dotyczyła tego, czy w demokracji bezpośredniej istnieje coś (poza przykładami), co mogłoby takie gwarancje zapewnić. Mniejszością w końcu może zostać każda i każdy w jakimś momencie, więc jest o co dbać...

6. Z różnych materiałów na YT i FB wynika, że w Libii obywatele o wiele częściej niż w Europie mieli możliwość wpłynąć na swój los poprzez głosowanie.

OK, YT i FB nie są źródłami gorszymi od Wiki. :) Dżamahurija skończyła się jednak dyktaturą, to chyba jest poza dyskusją?

Robert Fiałek
Portret użytkownika Robert Fiałek

Moim zdaniem egoizm jest gwarancją tego, że prawa mniejszości będą respektowane. Nikt z nas nie chce mieć na swojej głowie bezrobotnych, terrorystów, frustratów i nikogo poniżonego i wykluczonego kto mógłby nam zagrozić.
Jednocześnie jednak mamy prawo każdą mniejszość pognębić jeśli ta mniejszość będzie nam zagrażała.
Jeśli więc dobrze rozumiem twoje pytanie to:
1. Nie ma żadnej gwarancji, że prawa mniejszości będą respektowane
2. Zrobię wszystko żeby prawa mniejszości były respektowane bo jest to w moim interesie
3. Zrobię wszystko żeby zniszczyć mniejszość, która mi zagraża

jordan
Portret użytkownika jordan

Na początek proponuję powyższe założenie (w przeciwnym razie chyba nie ma sensu dyskutować):

Porównujemy demokrację BEZPOŚREDNIĄ z demokracją POŚREDNIĄ (a nie z jakimś utopijnym wyimaginowanym systemem, czy jakąś listą pobożnych życzeń), okey?

W tym przypadku możemy się skupić, co nam da DB, a czego na mnie da.

1. TEZA: Politycy podejmują rozsądniejsze/lepsze decyzje dla dobra ogółu (np. bo mają wyższe IQ)
ODPOWIEDŹ: Najczęściej NIE podejmują decyzji lepszych dla społeczeństwa, aniżeli uczyniłoby ono samo w swoim imieniu.
- Owszem politycy podejmują rozsądne decyzje, ale dla siebie. O wiele łatwiej jest przekupić polityka, który świadomie będzie głosował na niekorzyść społeczeństwa, ale dla własnej korzyści (np. finansowanie państwa na kredyt, okradając tym samym przyszłe pokolenia; zwiększanie liczby urzędników; rozdawanie majątku państwowego przeróżnym grupom wpływu np. kościół katolicki; czerpanie zysku z decyzji politycznych: np. wykupywanie ziem w miejscach, gdzie mają być prowadzone inwestycje, przykładowo autostrady; wplątywanie kraju w wojny np. Irak, czy Afganistan...)
- Społeczeństwo w przeważającej ilości przypadków podejmuje właściwsze dla siebie decyzje. Przyczyna jest bardzo prosta, to ono za to zapłaci ewentualnie skorzysta. Zasadę tę niemieckojęzyczni ekonomiści nazywają instytucjonalną kongruencją, czyli po ludzku: najlepsze decyzje są wtedy, gdy ten, kto decyduje ponosi skutki swoich decyzji, czyli płaci i korzysta lub cierpi. W przypadku polityków zasada ta nie jest zachowana i skutki są odczuwalne na każdym kroku.

Co do demagogii i lemingów, bardzo zgrabnie ujął to Abraham Linkoln: “You may fool all the people some of the time, you can even fool some of the people all of the time, but you cannot fool all of the people all the time.” Jeżeli ludzie zorientują się, że zostali wystrychnięci na dudka, to decyzję poprawią (chyba, że uda się znieść DB, czyli zabrać ludziom prawo do decydowania).

IQ wyborców. Tradycyjnie do referendów idą ludzie lepiej wykształceni (i można założyć z wyższym IQ, oprócz tego ludzie głosują tendencyjnie na tematy, które lepiej znają. Nie głosują w referendach na tematy dla nich obce, co jeszcze potęguje prawdopodobieństwo lepszej decyzji. Politycy nie są znawcami z wszystkich dziedzin. Często sięgają do tzw. „ekspertów”, którzy nie rzadko są przysyłani przez poszczególne lobby. Nie spodziewam się, aby wynik decyzji pod dyktando lobby miałby być lepszy od decyzji „ogółu”)

2. WYBORY
Nie ma trudniejszego „wyboru” nad wyborem na partię, czy człowieka, a to chociażby z tego powodu, że:
- praktycznie niemożliwe jest zdobycie rzetelnych informacji o danym kandydacie/partii. Skąd mam wiedzieć, że to co kandydat opowiada jest prawdą? Nawet jeśli to opowiada, to skąd wiadomo, że będzie robił to co mówi (przecież może zmienić zdanie). I nawet jeśli będzie robił to co mówi, to czy uda mu się to wprowadzić w życie?
- dodatkowo jest taka masa kandydatów, że nie jest się w stanie ogarnąć ich wszystkich programów i priorytetów, a już zupełnie wyłuskać co jest prawdą, a co wyborczą kiełbasą (patrz powyżej)

Wybór w REFERENDUM jest o wiele prostszy. Zostaje postawione pytanie na tak i nie, oraz jest wystarczająco dużo czasu, aby się zaznajomić z tematem oraz wykryć kłamstwa i manipulacje. Bez względu na to jak skomplikowany byłby temat decyzja jest o wiele prostsza i konsekwencje bardziej przewidywalne aniżeli w „zwykłych” wyborach. (pomijam fakt, że obecnie bez względu na kogo zagłosuję, będzie beznadziejnie, a tylko tzw. „elita” się wzbogaci)

3. WOLA WIĘKSZOŚCI
Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Na tym to polega, że decyzję podejmuje większość, ale też ta większość stoi za tą decyzją i nie będzie jej sabotować. W przeciwieństwie do sytuacji, jaką mamy teraz, że jeden głupol z drugim coś wymyśli i wdraża to w życie pomimo tego, że 95% społeczeństwa jest przeciwko. Wolę już sytuację, że 49% jest przeciw. Wynik na pewno będzie lepszy.

4. Jakie prawa masz na myśli, bo jest cała masa spraw, których i tak „większość” nie może nikomu narzucić. Tak samo jak w tej chwili parlament nie może przywrócić niewolnictwa, tak samo „większość” nie będzie mogła tego zrobić.

5. Zgadzam się. Dodam jeszcze, że „specjaliści”, często nie są obiektywni w tym, co mówią. Np. bardzo często „specjaliści” od lekarstw (że ich tak nazwę), będą podawać różne przykłady dlaczego państwo powinno płacić grube sumy np. na szczepionki przeciwko świńskiej grypie a jednocześnie będą przemilczać różne argumenty dlaczego tego nie robić. To samo dotyczy większości „ekspertów”, gdzie jest bardzo niewiele niezależnych specjalistów.

6. Nie do końca. Zielona Książeczka Kadafiego jedynie mówiła o demokracji bezpośredniej i ją obiecywała. Niestety z głosowań ludzi nic nie wynikało. Zdanie Kadafiego było ponad wszystkim i demokracja bezpośrednia w Libii de facto nigdy nie została wprowadzona. Gdyby było inaczej z pewnością mielibyśmy do czynienia ze społeczeństwem porównywalnie bogatym (o ile nie bogatszym) jak norweskie. Niestety jak jest wszyscy wiemy.

Mam nadzieję, że udało mi się odpowiedzieć na pytania.
pozdrawiam, j.

Jan Wiem
Portret użytkownika Jan Wiem

PersonalitasAnxifera
Jeżeli system będzie jednakowo traktował wszystkich, to mniejszość nie będzie miała prawa chcieć specjalnego traktowania.

!1. Kogo masz na myśli mówiąc mniejszość?

Ps: Czy kapitalizm i katolicyzm idą w parze? - http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,7464

Może trochę nie w temacie ale, warte przeczytania.

PersonalitasAnxifera
Portret użytkownika PersonalitasAnxifera

Nie chodziło mi o żadną konkretną mniejszość. Poszanowanie praw każdej – od kobiet (będących chyba mniejszością największą?) po upośledzonych fizycznie transseksualistów pochodzenia afrykańskiego, wyznających judaizm (by wybrać kombinację potencjalnie najrzadszą) – wydaje mi się warunkiem niezbędnym demokracji.

I zgoda – nie przez traktowanie uprzywilejowane, lecz przez całkowitą równość praw wszystkich.

Nie, nie sądzę, by respektowanie praw mniejszości było koniecznie w interesie jednostki czy jednostek do mniejszości nie należących. Ani by egoizm skłaniał do niszczenia mniejszości; skoro jestem w większości, to w zasadzie jakież zagrożenie może stanowić mniejszość w demokracji? Choć tu można, oczywiście, parę przykładów przytoczyć. W szczególności, bolszewików, stanowiących wówczas większość tylko w kategoriach swojej partii – ale z drugiej strony ówczesna Rosja za przykład demokracji służyć raczej nie może. Współczesna też nie, by dygresję zamknąć.

Raz jeszcze więc, rozbudowując początkowe pytanie:

Jedną z cech demokracji jest – z mojego punktu widzenia – respektowanie równych praw mniejszości, każdej mniejszości (dla uproszczenia pomijam kwestię mieszczenia się w porządku prawnym, nie o prawa kleptomanów czy kanibali mi chodzi).

Demokracja bezpośrednia jako koncepcja – realna czy utopijna – zakłada, w całkowitej zgodności ze swoją nazwą, podejmowanie decyzji bezpośrednio przez większość, po debatach i deliberacjach czy bez nich (oparcie jej na wymogu konsensu musiałoby zapewne oznaczać niemożność podjęcia decyzji, paraliż decyzyjny).

Nie jest cechą powszechną jednostek, składających się na większość (także, dla porządku, składających się na mniejszość!), kierowanie się dbałością o interes innych. Na marginesie, brak tej cechy to przecież podstawowy – choć z natury bezsensowny (przy jej niepowszechności) – zarzut ruchów takich, jak Oburzeni czy 99%, w stronę mniejszości bogatych i wpływowych, by piramidę na chwilę odwrócić.

Jeśli trzy powyższe założenia (oczywiście bez towarzyszących im dygresji) są prawdziwe, co do czego mam przekonanie, to demokracja bezpośrednia skazana byłaby na ułomność (niezdolność zapewnienia mniejszościom równych praw) – i pytam właśnie o to, czy rzeczywiście tak by było...

Co do kapitalizmu i katolicyzmu, to tekst z Racjonalisty dowodzi (niekoniecznie zgodnie z intencjami autorki) i tego, że marksizm pogrzebano przedwcześnie, choć chyba skutecznie dzięki „realnym socjalizmom”, i tego, że zbieżność brzemienia chrześcijańskiej komunii i wyzwolonej od „opium” komuny nie jest przypadkowa. :)

Jan Wiem
Portret użytkownika Jan Wiem

Moja Mama mówi:
- rób tak żeby było dobrze tobie, ale nie kosztem innych.

Własnością systemu nie jesteśmy,
to on jest naszą własnością. Tak powinno być:)

Demokracja bezpośrednia jest systemem najszybciej reagującym na potrzeby społeczne, czyli najbardziej dynamicznym przez co najskuteczniejszym dla większości, o mniejszość bogatych się nie martwię bo oni w Szwajcarii mają się dobrze.

Gwarancją wolności mniejszości była by jak zawsze konstytucja do której zmiany potrzebna by była duża frekwencja.

Jak teraz w Polsce są respektowane prawa pewnych mniejszości?
A przecież mamy demokracje!

Waldemar
Portret użytkownika Waldemar

1. "Demokracja bezpośrednia jako koncepcja – realna czy utopijna – zakłada, w całkowitej zgodności ze swoją nazwą, podejmowanie decyzji bezpośrednio przez większość, po debatach i deliberacjach czy bez nich"

Dla mnie trochę myląca jest nazwa "Demokracja Bezpośrednia" gdyż w obecnych czasach jest to niemożliwe aby obywatele bezpośrednio podejmowali wszystkie decyzje. Zawsze informując o stowarzyszeniu DB spotykam się z ironicznym stwierdzeniem że to utopia i muszę przyznać że DB traktowana dosłownie właśnie utopią jest.

Lepszą definicją jest Demokracja Partycypacyjna czy Uczestnicząca jako: jak największa i jak najszersza kontrola społeczna schodząca do najniższych szczebli - pozwalająca na zmniejszenie zagrożeń w postaci samowoli ludzi którzy zapominają że władzę sprawują posiadając mandat zaufania a nie że władzę mają i mogą robić co chcą lub co im inni cichaczem podpowiedzą. Nazwa Demokracja Uczestnicząca jest już znacznie bardziej adekwatna i oddająca sens nowoczesnie pojmowanej Demokraci Bezpośredniej.

2. Największą zaletą Demokracji Bezp. czy uczestniczącej jest to że często wywołuje debaty publiczne. Ochrona interesów mniejszości polega na tym że w DB jest szansa że mniejszości mają możliwość wypowiedzenia się, przedstawienia swojej sytuacji, racjonalnego argumentowania. Znaczna większość ludzi w wolnych krajach myśli racjonalnie i rozsądnie co potwierdzają przykłady z głosowań w Szwajcarii w których to znaczna ilość osób którzy do mniejszości nie należą wypowiedziała się na korzyść tych mniejszości. To kwestia racjonalnego argumentowania działa na korzyść mniejszości a wrzask i ataki przeciwników, których jedynym argumentem są dogmaty, plotki, uprzedzenia czy homofobia które nijak nie dają się potwierdzić racjonalnymi argumentami, są ignorowane przez większość.

3. To że jakaś władza powołuje się na demokrację nie znaczy że ma coś z nią wspólnego. Słowo demokracja stało się tak popularne, że prawie wszystkie kraje powołują się na demokrację! (Z tego co pamiętam wyjątkiem jest Buthan i Arabia Saudyjska). Ile wspólnego mają demokracja w Iranie z demokracją w Szwajcarii ?

Jan Wiem
Portret użytkownika Jan Wiem

Poprzez debaty publiczne społeczeństwo będzie coraz mądrzejsze, przez co będzie mogło coraz więcej decyzji, także tych mniej istotnych i skomplikowanych brać na swoje barki.

Utopią było kiedyś latanie. A teraz ruscy chcą kolonizować księżyc, ciekawe co na to usa. :)

odp. na punkt 3

Otóż mają coś wspólnego te kraje Iran i Szwajcaria.
Współpracują razem nad Irańskim programem nuklearnym, ale widocznie szwajcarom nie dane jest o tym wiedzieć lub interes jest dla nich ważniejszy.

Polecam książkę Krzysztofa Mroziewicza pod tytułem

Bezczelność bezkarność bezsilność.
Na temat terroryzmu światowego.

Są tam wymienione kraje które pomagają Iranowi w jego programie A.
Demokracja w takich krajach jak Iran nie ma prawa bytu ponieważ są to państwa wyznaniowe, przez co niedorozwinięte i przez to są poligonem do zabawy dla mocarstw typu USA, Rosja, Chiny.

marek
Portret użytkownika marek

Witam,

Taka sama dyskusja toczy się w amerykańskiej demokracji bezpośredniej:

http://directdemocracynow.com/forum/6-voting/18-direct-democracy-dangers#18