Z tego, co wyczytałem w tym serwisie, DB jest lekarstwem na obecną formę demokracji, tzn. że pozwoli na lepsze podejmowanie decyzji, lepiej odzwierciedlające potrzeby obywateli, czyli bezpośrednio a nie pośrednio. Dla mnie jako "wolnościowca" (jestem sympatykiem KNP) nie ma to praktycznie znaczenia a problem polega na czymś zupełnie innym. Nie chodzi o to, kto jest u władzy (chociaż jest to ważne), ale głównie chodzi o to, co władza w ogóle może, a obecnie może ona zbyt dużo.
Innymi słowy, to nie państwo ma wszystkim rządzić, ale ludzie mają sobą rządzić.
Państwo oczywiście powinno być i skądś władza tego państwa musi się brać. Dla mnie nie ma aż takiego znaczenia, jaka jest to władza i skąd się bierze, a w obecnym stanie jesteśmy skazani na demokrację i w niektórych kwestiach pewnie dobra jest nawet DB (szczególnie na poziomie lokalnym). Ważne jest natomiast to, aby zakres tej władzy był jak najmniejszy (państwo minimum) i tu jest zasadnicza różnica.
Przy takim przedstawieniu problemu, zwolennicy DB niczym nie różnią się od zwolenników PiS, PO i innych mainstreamowych opcji "demokratycznych". DB jest tylko kolejnym sposobem zarządzania systemem, który z założenia jest chory.
Państwo nie jest własnością obywateli i nikt nie jest właścicielem państwa. Państwo jest organizacją różnych właścicieli na danym terytorium, a każdy obywatel jest w większym lub mniejszym stopniu właścicielem jakiejś własności. Chodzi tylko o to, aby obywatele w jak najmniejszym stopniu decydowali o innych obywatelach i ich własności.
Ciekaw jestem opinii na ten temat zwolenników DB.
"DB to jedyny realistyczny sposób aby być wolnym"
DB, podobnie jak demokracja pośrednia nie sprawia, że ludzie są bardziej wolni. Owszem, każdy z nas ma wpływ na wszystkie sprawy (pośrednio lub bezpośrednio, nie ma znaczenia), ale to oznacza, że na moje sprawy mają wpływ wszyscy, więc jaka to wolność?
"W jaki sposób mieszkańcy bloku mają zarządzać tym blokiem skoro na naprawę dachu muszą się czasem zrzucić wszyscy?"
Owszem o dachu w kamienicy decydują wszyscy mieszkańcy (a właściwie większość), bo są to części wspólne, ale już o swoim mieszkaniu powinien decydować jego właściciel. Demokracja daje natomiast w tym wypadku prawo wszystkim sąsiadom decydowania o tym, jaki ma być kolor ścian w moim mieszkaniu, podkreślając, że ja też mam prawo takiego współdecydowania o tym w przypadku mieszakń moich sąsiadów. Podobna argumentacja zresztą była stosowana przy wchodzeniu do UE. A ja chce sam decydować o moim mieszkaniu.
Może ja albo Ty (nie wiem) nie rozumiesz tego, czym jest DB, ale chyba mieszasz trochę DB z demokracją lokalną, która jakieś swoje plusy oczywiście ma.
Jeśli weźmiemy np. problem krzyży w szkołach, to powinni o tym cecydować rodzice dzieci z danej szkoły lub z danego regionu, a nie jakieś państwo, czy Episkopat, jak to jest obecnie.
Zapewne niektórych kwestii nie da się prosto rozstrzygnąć, ale przynajmniej powinniśmy dążyć do tego, aby ludzie w sposób maksymalny decydowali sami o sobie, niż o wszystkich.
"Państwo (a tym bardzie cały świat) jest współwłasnością ludzi."
To jest stwierdzenie raczej bardziej poetyckie, ale nawet jeśli tak jest, to taki sam argument mogą użyć zwolennicy jednego globalnego państwa, czy też jakiegoś rozwiązania totalitarnego.
"Całkowita rezygnacja z jakiejkolwiek organizacji nie jest żadną alternatywą."
Oczywiście, ale samoorganizacja też jest jakąś formą organizacji, np. ruch na rondzie albo tak, jak na tym filmie - chociaż ja wolę rondo :).