Proponuję nawiązać kontakt z ludźmi szukającymi wyjścia z obecnego zapętlenia w demokracji partyjniackiej.
Dopiero dzisiaj dotarłem do strony netysci.pl/ :
"38. Netarchia oddziela dwie płaszczyzny działania społecznego – poziom centralny i lokalny. Przy czym relacje między nimi – co do zakresu władzy i przepływów pieniężnych – powinny być 20/ 80. Na poziomie centralnym – podejmuje się decyzje w oparciu o grę wielu aktorów społecznych, wśród których będą: przedstawiciele rządu, eksperci niezależni i instytucjonalni, prywatny sektor, samorządy lokalne, organizacje pozarządowe, aktywiści indywidualni i inni reprezentanci społeczeństwa. A na poziomie lokalnym – opowiadamy się z stopniowym wprowadzeniem bezpośredniej demokracji elektronicznej – w której decyzje podejmują przez e-głosowanie wszyscy uprawnieni do tego obywatele danego regionu." (fragment z Manifestu Netystów)
Kropla drąży kamień.
"Obserwacja stowarzyszenia JOW (a zainteresowałem się o wiele wcześniej niż DB) i obserwacja narodzin idei DB pozwala sądzić, że wszystko zmierza do tego samego skutku. Takiego działania nikt się nie może obawiać i nikt się nie obawia...."
W połowie lat 80. miałem okazję obserwować następującą scenę:
W państwowej firmie, w jej biurze, postanowiono wymienić meble. Problem polegał na tym, że do realizacji tego zadania brakowało odpowiednich pracowników. Wówczas zarząd wydał polecenie, wskazując na personel techniczny (prowadzący serwis na mieście). Niestety jedna osoba przekonała kolegów, że taka czynność (noszenie mebli) nie ma nic wspólnego z ich kwalifikacjami, a więc nie wchodzi w zakres obowiązków. Informacja o małym strajku szybko dotarła do zarządu. Przyjechał sekretarz zakładowej organizacji partyjnej. Szybko znalazł buntownika i w intymnej rozmowie przedstawił stanowisko zarządu:
- Ja mogę zrozumieć wasz opór, być może spowodowany złym stanem zdrowia. Ale dlaczego wciągacie w to pozostałych pracowników? Czy wasi koledzy muszą tak samo oceniać zaistniałą sytuację?
Z trendem wiodącym do demokracji bezpośredniej jest podobnie. Garstka ludzi próbuje go tworzyć i dopóki jest to garstka - beneficjanci obecnego systemu nie czują zagrożenia. Raczej wolą udawać, że taki "embrion" nie istnieje. No, może czasem podrzucą wirusa lub wskażą fałszywy kierunek. Lecz gdy „embrion” przyjmie postać dojrzałą, wówczas użyją bardziej wyrafinowanych środków. Wtedy będzie konieczne wprowadzenie PLANU B.
Pozdrawia
Jerzy Wojnar